Stało się coś wyjątkowego. Założyłam balerinki. I co gorsza, nie mają żadnego obcasa. Do tej pory balerinki kojarzyły mi się raczej z butami Zająca z kreskówki "Wilk i zając", co niespecjalnie wzbudzało we mnie optymizm.
Ostatnio jednak Pani M. kupiła sobie właśnie balerinki, wbrew wysiłkom mojej mimiki, aby temu zapobiec. I jak się okazało, bardzo fajnie w nich wygląda.
No więc kupiłam sobie też. Są płaskie, nie jestem w nich wysoka jak sosna, optycznie pomniejszają stopę i pasują do spodni i długich kiecek. Póki co jestem zadowolona, zobaczymy co będzie dalej.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą transformacja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą transformacja. Pokaż wszystkie posty
piątek, 10 kwietnia 2009
czwartek, 22 stycznia 2009
Moja transformacja
Pani M. się rozchorowała. Wyszło z tego wolne czwartkowe popołudnie, postanowiłam więc zrealizować pomysł, który od dawna mi po głowie chodził. Nagrałam filmik przedstawiający moją transformację. To co nagrałam to nie są moje wszystkie możliwości, jednak po całym dniu pracy i walenia w klawiaturę, ręce są troszkę mniej sprawne. Myślę jednak, że filmik mniej więcej pokazuje, jak to się odbywa.
poniedziałek, 29 grudnia 2008
Pani M. poznaje Kingę (i vice versa)
To był super weekend. Pani M. wreszcie poznała Kingę. Obie się strasznie denerwowałyśmy, no przynajmniej ja, bo Pani M. przyznała się tylko do lekko podniesionego poziomu adrenaliny. Ale ja naprawdę miałam stracha. Bałam się reakcji, bałam się, że się wygłupię, że makijaż wyjdzie nie tak jak trzeba itp.
Pani M. uparła się żeby obserwować przemianę. Każdy etap po kolei. Ja chyba wolałabym zrobić to znienacka ;). Tak, żeby pokazać się od razu w całej okazałości. Ale ostatecznie jakoś się przełamałam, a przynajmniej M. lepiej się czuła.
I siedziałyśmy tak, na początku, patrząc na siebie i nie wiedząc co powiedzieć. Obie trochę skrępowane. Kiedy zapaliłyśmy papierosa zrobiło się trochę lżej. Zaczęłyśmy rozmawiać i nerwy powoli puściły. Spędziłyśmy tak pozostałą część dnia. Dwa razy zmieniałam ubranie, tak się fajnie czułam. Przymierzyłam wreszcie długą czerwoną sukienkę, którą kupiłam jakiś czas temu, ale jakoś nie miałam okazji się w nią ubrać. I doszłam do wniosku, że muszę kupić nowe buty, bo nie mam żadnych do takiego stroju.
Zjadłyśmy z Panią M. obiad. Trochę za dużo nagotowałyśmy i objadłyśmy się niemiłosiernie. Aż wstyd, bo przecież kobiety nie powinny tyle jeść. Wypiłyśmy czerwone wino, takie dobre chilijskie. Jak wrócę do domu, to dopiszę jakie, bo jest naprawdę bardzo smaczne. A co robiłyśmy po obiedzie, to już zachowam dla siebie i dla M.
To było w sobotę. A w niedzielę... W niedzielę ciąg dalszy. Najpierw zabrałyśmy się za porządki. Pani M. posprzątała kuchnię, włączając lodówkę, a moim rewirem była łazienka. Zajęło nam to troszkę dłużej niż planowałyśmy, ale specjalnie się nie zmęczyłyśmy. Potem M. zabrała się za moją twarz. Siedziała dwie godziny, dłubała i dłubała. Użyła chyba każdego mojego pędzelka, a nie mam ich mało, by w końcu pozwolić mi zajrzeć w lustro. I wiecie co Wam powiem? Co by nie mówić o moich zdolnościach robienia makijażu, to jednak tym razem ktoś bardzo mocno stąpnął mi na ambicję. I oddam za darmo kolejną perukę, jeśli nie doprowadzę tej sztuki do takiej perfekcji jaką widziałam po włożonej przez Panią M. pracy.
Niestety wieczorem trzeba było z twarzy urodę zmyć, co było przykre i strasznie żal mi było tej całej pracy i wysiłku M. Za to potem poszłyśmy na lody i do kina na film Machulskiego i było bardzo fajnie i wesoło. Krótko mówiąc - udany weekend.
A o Pani M. to napiszę jeszcze parę słów kiedy indziej, bo być może jesteście ciekawi cóż to za nimfa. Dzisiaj zdradzę tylko tyle, że Pani M. wyraziła potrzebę prowadzenia bloga na temat relacji między Panią M. a Kingą. Jestem strasznie ciekawa co z tego wyniknie. M. ma, tak przynajmniej twierdzi ;), zdolności literackie (ach nie! ma, miałam okazję się przekonać, sorki), więc pewnie będzie coś ciekawego. Ja w każdym razie trzymam mocno kciuki. I na pewno będę tam zaglądać. A jeśli dostanę zgodę, to nawet linka na swojej stronie umieszczę.
Edycja: A to wino to Ventisquero Cabernet Sauvignon. Polecam. Naprawdę pyszne.
Pani M. uparła się żeby obserwować przemianę. Każdy etap po kolei. Ja chyba wolałabym zrobić to znienacka ;). Tak, żeby pokazać się od razu w całej okazałości. Ale ostatecznie jakoś się przełamałam, a przynajmniej M. lepiej się czuła.
I siedziałyśmy tak, na początku, patrząc na siebie i nie wiedząc co powiedzieć. Obie trochę skrępowane. Kiedy zapaliłyśmy papierosa zrobiło się trochę lżej. Zaczęłyśmy rozmawiać i nerwy powoli puściły. Spędziłyśmy tak pozostałą część dnia. Dwa razy zmieniałam ubranie, tak się fajnie czułam. Przymierzyłam wreszcie długą czerwoną sukienkę, którą kupiłam jakiś czas temu, ale jakoś nie miałam okazji się w nią ubrać. I doszłam do wniosku, że muszę kupić nowe buty, bo nie mam żadnych do takiego stroju.
Zjadłyśmy z Panią M. obiad. Trochę za dużo nagotowałyśmy i objadłyśmy się niemiłosiernie. Aż wstyd, bo przecież kobiety nie powinny tyle jeść. Wypiłyśmy czerwone wino, takie dobre chilijskie. Jak wrócę do domu, to dopiszę jakie, bo jest naprawdę bardzo smaczne. A co robiłyśmy po obiedzie, to już zachowam dla siebie i dla M.
To było w sobotę. A w niedzielę... W niedzielę ciąg dalszy. Najpierw zabrałyśmy się za porządki. Pani M. posprzątała kuchnię, włączając lodówkę, a moim rewirem była łazienka. Zajęło nam to troszkę dłużej niż planowałyśmy, ale specjalnie się nie zmęczyłyśmy. Potem M. zabrała się za moją twarz. Siedziała dwie godziny, dłubała i dłubała. Użyła chyba każdego mojego pędzelka, a nie mam ich mało, by w końcu pozwolić mi zajrzeć w lustro. I wiecie co Wam powiem? Co by nie mówić o moich zdolnościach robienia makijażu, to jednak tym razem ktoś bardzo mocno stąpnął mi na ambicję. I oddam za darmo kolejną perukę, jeśli nie doprowadzę tej sztuki do takiej perfekcji jaką widziałam po włożonej przez Panią M. pracy.
Niestety wieczorem trzeba było z twarzy urodę zmyć, co było przykre i strasznie żal mi było tej całej pracy i wysiłku M. Za to potem poszłyśmy na lody i do kina na film Machulskiego i było bardzo fajnie i wesoło. Krótko mówiąc - udany weekend.
A o Pani M. to napiszę jeszcze parę słów kiedy indziej, bo być może jesteście ciekawi cóż to za nimfa. Dzisiaj zdradzę tylko tyle, że Pani M. wyraziła potrzebę prowadzenia bloga na temat relacji między Panią M. a Kingą. Jestem strasznie ciekawa co z tego wyniknie. M. ma, tak przynajmniej twierdzi ;), zdolności literackie (ach nie! ma, miałam okazję się przekonać, sorki), więc pewnie będzie coś ciekawego. Ja w każdym razie trzymam mocno kciuki. I na pewno będę tam zaglądać. A jeśli dostanę zgodę, to nawet linka na swojej stronie umieszczę.
Edycja: A to wino to Ventisquero Cabernet Sauvignon. Polecam. Naprawdę pyszne.
wtorek, 16 września 2008
Trzy peruki :)
Wczoraj pocztą przyszła nowa peruka. Postanowiłam się więc zabawić i zrobić zdjęcia we wszystkich trzech jakie posiadam. Jestem ciekawa, w której wyglądam najlepiej. Po prawej stronie umieściłam ankietę, gdzie można wyrazić opinię na ten temat. Dla tych, którzy są odważniejsi polecam komentarz pod postem.

Na zdjęcie można kliknąć, co spowoduje jego małe powiększenie.
Całuski.

Na zdjęcie można kliknąć, co spowoduje jego małe powiększenie.
Całuski.
niedziela, 29 czerwca 2008
Obok jedno ze zdjęć, zrobionych wczoraj na chybcika pod wpływem impulsu. Nieocenioną rolę odegrał tutaj mój nowy statyw do aparatu, który... już się zepsuł :/. No nic, trzeba będzie odwiedzić sklep i spróbować wymienić na nowy, choć to raczej wada wszystkich egzemplarzy tego modelu. Co za idiota wymyślił plastikowy gwint do metalowej śrubki? No co za jeden?
Zdjęć zrobiłam jeszcze kilka, w sumie trzy nadawały się do publikacji, nie były niewyraźne. No cóż, tak to jest jak się robi fotki w słabym świetle i długo trzeba matrycę naświetlać. Pozostałe dwie (i tą też, w większej rozdzielczości) można zobaczyć na moim fotoblogu.
niedziela, 16 marca 2008
Potrzebna peruka!
Ścięłam włosy. Po dwóch czy trzech latach zapuszczania. Leżą sobie w kartonie związane w kucyk i czekają... No właśnie na co? Na dzieci, żeby im pokazać? A może znajdzie się jakiś nawiedzony wielbiciel, co za nie dużo zapłaci? :P
Od razu uprzedzam pytania. Nie miało to związku z moją przerwą w transowaniu. To świadoma decyzja Kingi i jej męskiego nosiciela. Powodów jest mnóstwo. Krótkie mam od troszkę ponad tygodnia i póki jestem zadowolona. No tylko peruki jeszcze nie ma :(
A jaki miałam ubaw u fryzjera... Mmmmm...
Od razu uprzedzam pytania. Nie miało to związku z moją przerwą w transowaniu. To świadoma decyzja Kingi i jej męskiego nosiciela. Powodów jest mnóstwo. Krótkie mam od troszkę ponad tygodnia i póki jestem zadowolona. No tylko peruki jeszcze nie ma :(
A jaki miałam ubaw u fryzjera... Mmmmm...
Subskrybuj:
Posty (Atom)