poniedziałek, 20 kwietnia 2009

Słownik (mój i nie mój)

Poniższy słownik nie jest pełny i będzie rozbudowywany w miarę upływu czasu, czy w miarę pojawiania się nowych pojęć. Zawiera definicje zwrotów, a także opisy osób pojawiających się na moim blogu. Link do słownika na stałe znajduje się w menu po lewej stronie.

MA to tzw. Męski Animator, inaczej Nosiciel albo Brzydsza Połowa. Określenie to pojawiło się po raz pierwszy chyba na portalu crossdressing.pl do oznaczenia męskiej wersji określonej osoby. Czasami przewrotnie używam tego określenia, aby ukazać pewien konflikt interesów między dwoma stronami mojej osobowości, nie oznacza to jednak, że mam nierówno pod sufitem i schizofrenię, tudzież inne rozdwojenie jaźni.

Pani M. to Perełka Kingi, czyli mnie. Pani M. pojawiła się w moim życiu jesienią 2008 i od tamtego czasu wciąż przy mnie trwa. Pani M. czasami występuje w tym blogu, na przykład w notce "Pani M. poznaje Kingę (i vice versa)" oraz posiada swojego bloga. Pani M. jest brunetką o pięknych, głębokich i ciemnych oczach i nie wyobrażam sobie bez Niej życia. [kolejne zdania dodano 01.10.2010, choć trzeba było wcześniej]: A jednak. Któregoś dnia zostałam do tego zmuszona i musiałam pogodzić się z sytuacją. Pani M. Nie jest już Perełką Kingi. :)

piątek, 10 kwietnia 2009

Balerinki

Stało się coś wyjątkowego. Założyłam balerinki. I co gorsza, nie mają żadnego obcasa. Do tej pory balerinki kojarzyły mi się raczej z butami Zająca z kreskówki "Wilk i zając", co niespecjalnie wzbudzało we mnie optymizm.

Ostatnio jednak Pani M. kupiła sobie właśnie balerinki, wbrew wysiłkom mojej mimiki, aby temu zapobiec. I jak się okazało, bardzo fajnie w nich wygląda.

No więc kupiłam sobie też. Są płaskie, nie jestem w nich wysoka jak sosna, optycznie pomniejszają stopę i pasują do spodni i długich kiecek. Póki co jestem zadowolona, zobaczymy co będzie dalej.

czwartek, 2 kwietnia 2009

Ratunku!

Znowu zaczęła biegać za mną moja kobieca strona i wciąż nie daje mi spokoju. Kinga narzuca się ostatnio moim myślom jak upierdliwa mucha latem w sypialni, kiedy człowiek próbuje zasnąć. Metaforyczna kiecka pojawia się na moim tyłku co mniej więcej dwa dni. Mam pomalowane paznokcie u stóp i co chwila maluję u rąk (może się wreszcie nauczę robić to jak należy).

Marzy mi się wyjście na spacer, na zakupy - ot chociażby tylko po to, żeby sobie poprzymierzać - na jakąś imprezę, ale nie branżową, gdzieś po prostu, nawet potańczyć. Spotkanie ze znajomymi - tak dawno się z nikim nie widziałam - czy po prostu jakieś odlotowe transowe szaleństwo.

I jakiś film krótki bym nakręciła. Chodzą mi po głowie dwie piosenki, przydałoby się dla nich jakieś wizualne tło.

I co z tego, kiedy brakuje mi odwagi, energii, czy po prostu czasu albo jakiejś męskiej (skąd niby?) decyzji. I tak wegetuję sobie pomiędzy kiecką w domu a moim MA wszędzie indziej i w domu czasami też.

Na szczęście Pani M. chyba bardzo to nie przeszkadza, więc coraz rzadziej krępuję się przy niej wychodzić z szafy.

I zastanawiam się skąd ten nagły napad. Czy to przez wiosnę, która zbliża się szybkimi krokami sprawiając, że na ulicach pojawiają się spódniczki, czy to może pod wpływem przeczytanego po raz kolejny (tym razem z książki) Pamiętnika Alex, czy też dlatego, że na urlopie poprawiła mi się cera i znowu zaczęłam się sobie podobać.