poniedziałek, 29 grudnia 2008

Pani M. poznaje Kingę (i vice versa)

To był super weekend. Pani M. wreszcie poznała Kingę. Obie się strasznie denerwowałyśmy, no przynajmniej ja, bo Pani M. przyznała się tylko do lekko podniesionego poziomu adrenaliny. Ale ja naprawdę miałam stracha. Bałam się reakcji, bałam się, że się wygłupię, że makijaż wyjdzie nie tak jak trzeba itp.

Pani M. uparła się żeby obserwować przemianę. Każdy etap po kolei. Ja chyba wolałabym zrobić to znienacka ;). Tak, żeby pokazać się od razu w całej okazałości. Ale ostatecznie jakoś się przełamałam, a przynajmniej M. lepiej się czuła.

I siedziałyśmy tak, na początku, patrząc na siebie i nie wiedząc co powiedzieć. Obie trochę skrępowane. Kiedy zapaliłyśmy papierosa zrobiło się trochę lżej. Zaczęłyśmy rozmawiać i nerwy powoli puściły. Spędziłyśmy tak pozostałą część dnia. Dwa razy zmieniałam ubranie, tak się fajnie czułam. Przymierzyłam wreszcie długą czerwoną sukienkę, którą kupiłam jakiś czas temu, ale jakoś nie miałam okazji się w nią ubrać. I doszłam do wniosku, że muszę kupić nowe buty, bo nie mam żadnych do takiego stroju.

Zjadłyśmy z Panią M. obiad. Trochę za dużo nagotowałyśmy i objadłyśmy się niemiłosiernie. Aż wstyd, bo przecież kobiety nie powinny tyle jeść. Wypiłyśmy czerwone wino, takie dobre chilijskie. Jak wrócę do domu, to dopiszę jakie, bo jest naprawdę bardzo smaczne. A co robiłyśmy po obiedzie, to już zachowam dla siebie i dla M.

To było w sobotę. A w niedzielę... W niedzielę ciąg dalszy. Najpierw zabrałyśmy się za porządki. Pani M. posprzątała kuchnię, włączając lodówkę, a moim rewirem była łazienka. Zajęło nam to troszkę dłużej niż planowałyśmy, ale specjalnie się nie zmęczyłyśmy. Potem M. zabrała się za moją twarz. Siedziała dwie godziny, dłubała i dłubała. Użyła chyba każdego mojego pędzelka, a nie mam ich mało, by w końcu pozwolić mi zajrzeć w lustro. I wiecie co Wam powiem? Co by nie mówić o moich zdolnościach robienia makijażu, to jednak tym razem ktoś bardzo mocno stąpnął mi na ambicję. I oddam za darmo kolejną perukę, jeśli nie doprowadzę tej sztuki do takiej perfekcji jaką widziałam po włożonej przez Panią M. pracy.

Niestety wieczorem trzeba było z twarzy urodę zmyć, co było przykre i strasznie żal mi było tej całej pracy i wysiłku M. Za to potem poszłyśmy na lody i do kina na film Machulskiego i było bardzo fajnie i wesoło. Krótko mówiąc - udany weekend.

A o Pani M. to napiszę jeszcze parę słów kiedy indziej, bo być może jesteście ciekawi cóż to za nimfa. Dzisiaj zdradzę tylko tyle, że Pani M. wyraziła potrzebę prowadzenia bloga na temat relacji między Panią M. a Kingą. Jestem strasznie ciekawa co z tego wyniknie. M. ma, tak przynajmniej twierdzi ;), zdolności literackie (ach nie! ma, miałam okazję się przekonać, sorki), więc pewnie będzie coś ciekawego. Ja w każdym razie trzymam mocno kciuki. I na pewno będę tam zaglądać. A jeśli dostanę zgodę, to nawet linka na swojej stronie umieszczę.

Edycja: A to wino to Ventisquero Cabernet Sauvignon. Polecam. Naprawdę pyszne.