poniedziałek, 18 lutego 2008

I skończyło się...

Skończyło się transowanie. Tak nagle. Ni stąd ni zowąd poczułam się niekomfortowo w damskim stroju. Już mi się podobne rzeczy zdarzały, te przerwy trwały czasem kilka miesięcy, ale nigdy nie odczułam tego tak nagle. To była po prostu chwila. Minęły trzy minuty i już siedziałam w spodniach i koszulce.

Myślę, że to nie potrwa długo, ale na pewno pomoże mi uporządkować moje bieżące sprawy, które się trochę zabałaganiły ostatnimi czasy. Nie zawieszam mojego bloga, nie usuwam moich śladów z sieci, po prostu muszę odpocząć od kiecek, rajstop, obcasów...

sobota, 16 lutego 2008

Taka dziwna historia...

Przypomniała mi się dziś taka dziwna i dawna historia. Oczywiście całkowicie związana z tematyką tego blogu. Kiedyś jako małe 6-7 letnie dziecko, stałam sobie na balkonie mojego rodzinnego domku i obserwowałam ludzi na ulicy. Miałam już pewne pojęcie o tym, że ze mną coś się dzieje, byłam po pierwszych doświadczeniach z crossdressingiem. No ale wracając do moich obserwacji... Dostrzegłam kobietę (?) idącą ulicą. W kiecce i sandałkach na obcasie. I coś mi w tej kobiecie nie pasowało. Nie wiem czemu, ale nabrałam przekonania, że ta kobieta jest mężczyzną. I w mojej małej głupiutkiej główce zrodził się chytry plan sprawdzenia tego. Do dziś nie wiem, jak to wymyśliłam, miałam na to zaledwie kilka sekund, a plan był jak na moje 7-letnie możliwości zaiste genialny. Wychyliłam się przez barierkę i jak kobieta przeszła, tak że była już do mnie odwrócona tyłem, krzyknęłam "Proszę pana!". Czekając na jakąś reakcję, byłam gotowa na to, żeby się szybciutko schować. I reakcja była. Obserwowana przeze mnie osoba, odwróciła się najpierw za siebie, ale ja nie czekałam już dłużej, żeby sprawdzić co dalej, kucałam już grzecznie z bijącym sercem, za barierką. Już pewnie nigdy się nie dowiem kto to był, czy to była jedna z nas, czy przeciętna genetyczna kobieta...

Zabawne jest też to, że za cały ten incydent w jakimś sensie zostałam ukarana. Wierzę, że to była kara, i że już odpokutowałam moją wścibskość stawiając kogoś być może w niezręcznej sytuacji. Na ostatnim moim spacerze mijałam trzyosobową grupkę młodzieży - na oko 15 lat - dwóch chłopaków i jedną dziewczynę. Kiedy znaleźli się za moimi plecami usłyszałam stłumione "Ej, to jest facet!". Skłamałabym, gdybym powiedziała, że się tym nie przejęłam. Zrobiło mi się słabo i do domu wracałam z walącym jak pioruny sercem. Oby się to nie powtórzyło, człowiek może stracić całkiem pewność siebie w takich sytuacjach. :)

piątek, 15 lutego 2008

Jak łatwo jest być transką :)

Ten tytuł jest nieco przewrotny i nie ma nic wspólnego z moim zdaniem na ten temat. Jakiś czas temu jadąc tramwajem zastanawiałam sie jak to jest być takim normalnym przeciętnym facetem, nie mieć na sobie tego "fatum" crossdressingu.

Jakkolwiek (chyba) wszystkie bardzo lubimy to "fatum", sprawia nam zwykle wiele radości, pozwala jakoś uzewnętrznić naszą kobiecą stronę (a głowę dam, że większość facetów taką posiada, choć niekoniecznie tak wyrazistą i niekoniecznie ją uzewnętrzniają), to jest to w jakimś sensie fatum. Spadło na nas, choć tego nie chciałyśmy. Sprawia nam czasem dużo problemów i stresu, poczynając od tak błahych spraw jak podwójna garderoba, konieczność dbania o siebie, kosmetyki itp. Bo czy przeciętny facet tak się przejmuje tymi sprawami? Czy interesują go skórki przy paznokciach, czy odbarwienie na twarzy? Albo głupi szary cień nad górną wargą? Czy przejmuje się tym, że ma kwadratową twarz i brwi, które są tym szersze im bliżej zewnętrznej strony twarzy? Pewnie są tacy, ale to nie jest tak powszechne zjawisko.

Do tego dochodzą takie śmieszne zabiegi jak golenie nóg, czy depilacja pod pachami. Jaki facet się tym przejmuje?

Ale są też głębsze problemy i to właśnie one były głównym tematem moich niedawnych przemyśleń. Większość z nas to normalni (no niezupełnie ;)) heteroseksualni faceci, marzący o żonie (dotyczy tych co nie są szczęśliwymi "posiadaczami" tych skarbów), rodzinie, dzieciach. I tu zaczynają się schody...

Kiedyś postanowiłam sobie, że nigdy, ale to nigdy w życiu nie będę ukrywać przed moją życiową partnerką mojej kobiecej strony. Uważam, że to bardzo dobre postanowienie i pozwala uniknąć nieprzyjemnych sytuacji i frustracji, kiedy 10 lat po ślubie żona znajduje gdzieś przypadkowo zostawiony fragment damskiej bielizny. Wtedy dopiero zaczyna się piekło. Dobrze jak kończy się na chwilowym spadku zaufania, gorzej, jeśli rozwodem. A zawsze wymaga wielu godzin rozmów, tłumaczenia i stresu obojga. Stąd moje postanowienie, żeby sprawę załatwić raz i dobrze od razu wtedy, kiedy coś między ludźmi zaczyna się dziać.

Nie mam wielkiego doświadczenia. Zaledwie trzy moje dziewczyny wiedziały o Kindze. Z czego tylko jedna miała okazję się naocznie przekonać na czym to polega. Jednak wiem, że zawsze wiąże się to z ogromnym stresem. Trudno jest znaleźć taki moment w znajomości dwojga ludzi, kiedy są już na tyle związani emocjonalnie, żeby mieć wolę do rozwiązywania problemów, a jednocześnie nie aż tak związani, żeby bardzo cierpieć po rozstaniu.

Wyobraziłam sobie wtedy o ile łatwiej jest budować związek, bez tego całego "bagażu", bez tych problemów. I przez chwilę zapragnęłam być takim przeciętnym szarym Kowalskim, którego to nie dotyczy. Za każdym razem kiedy planuję powiedzieć swojej partnerce o Kindze, wiąże się z tym skomplikowana operacja usuwania z sieci wszystkich śladów, tak, żeby dziewczyna nie była w stanie znaleźć nic dopóki nie zostanie w pełni przeze mnie uświadomiona. Za każdym razem proszę administratorki portalu crossdressing.pl o usunięcie mojego profilu. Może to przesadna ostrożność, ale jednak wolę pokazać to wszystko osobiście, mieć nad tym kontrolę, mieć okazję do wyrażenia swojego zdania i do odpowiedniego "dawkowania" całej wiedzy o mnie. Czy ma takie problemy przeciętny Kowalski? Odpowiedź jest chyba oczywista. Choć szczerze mówiąc opisane powyżej działania to i tak pryszcz. Najgorszy wciąż pozostaje stres i wątpliwości. Jaka będzie reakcja? Czy zostanę zaakceptowana? Czy nie zostanę potraktowana jak zboczeniec albo ktoś umysłowo chory?

Ach jakże miło i przyjemnie byłoby być tym zwykłym szarym kowalskim ze zwykłymi szarymi kowalskimi problemami...

poniedziałek, 11 lutego 2008

Po TP8

Po TP8 naszły mnie różne myśli. Takie dotyczące mojego transowania, transowania innych i tego typu spraw. Postanowiłam założyć bloga. Nie wiadomo czy przetrwa próbę czasu, zwykle mam problemy nawet z odpisywaniem na maile a co dopiero pisaniem jakichś notek. No ale może znajdzie się materiał na pisanie. Zobaczymy.

Ostatnio natchnął mnie na myślenie jeden post z crossdressing.pl. Niejaka Lena łaskawa była sklasyfikować dziewczyny, przy okazji krytykując ich styl ubierania. Krytykowała zbyt mocne makijaże i zbyt rzucające się w oczy ubrania. Stwierdziła, że w ogóle nie potrafimy się ubrać tak, żeby wyglądać przekonująco. A na samym końcu wypisała 3 osoby, które uważa za wzór wszystkie pozostałe wrzucając do jednego worka. Nieco ironicznie wyszło, że drugą w kolejności była genetyczna dziewczyna, która została w klasyfikacji wyprzedzona przez Isię.

Swoim postem narobiła trochę zamieszania i jeszcze trochę więcej wrogów samej sobie. Dziwi więc fakt, że zdecydowała się pojawić na TP ryzykując niezbyt przychylne przyjęcie. Ale się pojawiła. I wiecie co? Błyszczała w tej swojej wąskiej kiecce uwydatniającej niewielkie biodra oraz dżinsowej kurteczce uwydatniającej szerokie ramiona. Przez większość czasu stała gdzieś sama na środku i się rozglądała dookoła. Przykro mi Leno, ale zawiodłaś wszystkich. Liczyłyśmy wszystkie, że pokażesz jak powinna się ubierać kobieta, a teraz co? Czar prysł, nie jesteś już ideałem.

Kontynuując nową świecką tradycję, postanowiłam zrobić swoją własną klasyfikację, z tym że, żeby być całkiem uczciwą, ograniczyłam się do osób, które widziałam na TP. Tak więc, według mnie zaszczytne drugie miejsce zajmuje Lena, a pierwsze, uwaga... przyznaję wszystkim pozostałym dziewczynom, które niekoniecznie mają warunki, ale potrafią pokazać klasę i ubrać się jak należy.

Pozdrawiam wszystkich, szczególnie Lenę. :)